***
Poczuł się
wyjątkowo parszywie, kiedy wypakował z samochodu Severina swoje bagaże i kiedy
torba z nartami o mało nie przygniotła go do ziemi.
Brawo, Richard. Jesteś w znakomitej formie przed
Turniejem Czterech Skoczni.
I nie chodziło o
to, że konkurs w Engelbergu, który już od dawna oznaczał sobie jako pewny
moment przełomu, skończył się tak jak większość w ostatnim czasie- przeciętnie
aż do bólu. Nie chodziło nawet o spojrzenie Schustera, które posyłał temu, kto
przekraczał granicę możliwych rozczarowań i które wczorajszego wieczoru po
zakończonej finałowej serii było adresowane wyraźnie do niego samego. Wszystko
to bowiem Richard potrafił sobie skutecznie ułożyć w głowie. A przynajmniej na
tyle skutecznie, by to nie kłuło go od środka tak nieznośnym bólem, jak ten
teraz.
- To jak, na
pewno nie skorzystasz z naszego zaproszenia?- Severin zamknął bagażnik
samochodu i stanął obok. Richard nienawidził, kiedy kumpel przybierał ten
współczująco-pocieszający ton głosu. Sev był tak poczciwym człowiekiem, że
czasem aż przyprawiał go o wyrzuty sumienia.
- Daj spokój-
mruknął niezbyt przekonująco. Znakomicie zdawał sobie jednak sprawę, że nie
może być aż tak żałosny i wbić się na święta do świeżo poślubionego małżeństwa.
– To wasze pierwsze wspólne święta z Caren, poza tym jadę do rodziców. Znasz
przecież moją matkę.
Severin wbił w
niego podejrzliwe spojrzenie, jakby prześwietlił go rentgenem i dokładnie
wiedział, że wcale nie wybiera się na święta do rodzinnego domu. A przynajmniej
tak zaplanował sobie jakiś czas temu, nie mając ochoty na użalanie się matki i
wszystkich ciotek nad jego nieszczęśliwym i samotnym życiem. I nad tym, że od
dłuższego czasu właściwie mało co mu w tym samotnym życiu wychodzi.
- Jak chcesz,
ale pamiętaj, że w razie czego możesz wpadać. Może nie o każdej porze, bo
jednak Caren i ja…- Tutaj Severin zarumienił się niczym pensjonarka i podrapał
po i tak rozczochranych już włosach. – Mamy pewne plany. Ale czuj się
zaproszony.
Jasne. Już miał
przed oczami gruchających do siebie Freundów i siebie samego po drugiej stronie
stołu, postawionego niczym świąteczna ozdoba. Poza tym doskonale wiedział, że
Severin robi to z czystej przyjacielskiej troski. I po tym jak musiał
wysłuchiwać jego własnych miłosnych żalów- Richard wcale mu się nie dziwił.
Też zaczynał się
o siebie martwić.
- Będę pamiętał,
a teraz się zbieraj, bo Caren pewnie stoi już przyssana do szyby i wypatruje
cię od kilku godzin.
Severin ponownie
się mu przyjrzał, ale zbył go najbardziej przekonującym uśmiechem, na jaki w
tamtym momencie było go stać. Proszę bardzo. Jeśli tylko chciał, potrafił być
jak niezależny, pogodzony z losem facet. A nie jak rozmemłane, ciepłe kluchy.
Chyba dość już
gardzenia samym sobą. Być może każde wydarzenie jest zaplanowane z góry przez
los i nie można go uniknąć. Być może więc historia jego i Evy również była już
dawno ustalona.
Tak byłoby
znacznie prościej, bo mógłby przestać się obwiniać.
I wreszcie
zapomnieć.
***
Pół roku
wcześniej.
- Niczego nie rozumiesz.
Zacisnął mocno dłonie w pięści, powstrzymując się
ostatkiem sił, by nie uderzyć nimi w ścianę. Miał ochotę wrzeszczeć, tupać i
odstawiać inne sceny, byle tylko Eva zmieniła zdanie. Coraz lepiej docierało
jednak do niego, że niepotrzebnie robi sobie głupie nadzieje.
Ona już dawno zdecydowała za nich oboje.
- Posłuchaj, Richard, przecież to nic takiego. – Eva
wplotła palce w jego włosy i uśmiechnęła się pocieszająco. – Tysiące związków
przez jakiś czas funkcjonuje na odległość i nikt nie robi z tego wielkiego
dramatu.
- Mówisz o tym tak spokojnie, jakby to było jakieś
pieprzone sto kilometrów, a nie osiem tysięcy. I jakby to było sąsiednie
miasto, a nie inny kontynent!- pod koniec jego spokojny dotąd głos zamienił się
w krzyk i z tego powodu czuł się jeszcze bardziej żałośnie.
Tyle, że to ta sytuacja była wybitnie parszywa.
Po raz pierwszy w życiu miał pewność, że jest w
związku, który więcej mu daje, niż zabiera. Z osobą, na którą zawsze mógł
liczyć i której ufał, jak nigdy nikomu wcześniej. Eva okazała się brakującym
elementem układanki i wydawało się mu, że był dla niej tym samym. To dlatego
pozwolił sobie na daleko sięgające plany, na marzenia, które znacznie
wykraczały poza te relacje, które nawiązywał do tej pory.
Tymczasem ona tak po prostu oznajmiła mu, że
wyjeżdża na dwuletnie stypendium do Nowego Jorku.
Oznajmiła.
Nie zapytała, co o tym sądzi.
Nawet nie miała wątpliwości.
Po prostu zadecydowała i go o tym poinformowała.
- Richie…- westchnęła cicho.
Przeklął w myślach, kiedy to usłyszał. Tylko ona
mogła tak do niego mówić. Tylko wypowiedziana jej głosem ta nazwa nie
doprowadzała go do furii. I teraz boleśnie uświadomił sobie, że przez następne
24 miesiące usłyszy ją jedynie przez telefon.
- To dla mnie duża szansa, przecież wiesz. Zawsze
marzyłam o tej szkole fotografii i nie mogę tak po prostu przekreślić swoich
marzeń tylko dlatego, że ty…
- Że ja co?
- Że nie chcesz mnie zrozumieć!
Zaśmiał się. Nie powinien tego robić. Doskonale
wiedział, jak Eva nienawidziła, kiedy tak reagował na trudne sytuacje. I być
może dlatego to zrobił.
- Przecież do tej pory i tak nie spędzaliśmy ze sobą
każdego dnia. Twoje wyjazdy na zawody, zgrupowania; gdyby to podliczyć, różnica
dni spędzonych na rozłące nie wyszłaby taka duża.
- To głupi argument.
Tym razem to Eva zaśmiała się, ale nie było w tym
śmiechu ani krzty jej codziennej wesołości. Był raczej przepełniony ironią i
czymś, co sprawiło, że poczuł nieprzyjemne zimno.
- Nie, to bardzo dobry argument. Uważasz, że twoja
kariera jest ważniejsza? Że ty masz prawo się realizować, ciągle wyjeżdżać, a
ja mam wiernie trwać u twojego boku?
- Wiesz, że nie o to mi chodzi!
Potargał
swoje i tak rozczochrane już włosy i usiadł na niewygodnym, kuchennym krześle,
jakby zaczynał tracić grunt pod nogami.
- To są dwa lata. Nie możemy przewidzieć, co się w
tym czasie stanie, jak to wszystko się potoczy.
- Bo ty wolisz stać w miejscu. W tym tkwi problem.
- Co?
Wbił w nią zdezorientowane spojrzenie, ale ona
jedynie prychnęła wyraźnie poirytowana.
- Nie chcesz niczego zmieniać. Ułożyłeś sobie jakiś
swój głupi plan i uważasz, że jest tak doskonały, że nie należy go zmieniać.
Oczywiście uwzględniłeś w nim skoki, nawet jeśli dalej…
Zamilkła i pokręciła zrezygnowana głową. Ale Richard
doskonale wiedział, co miała na myśli.
- Nawet jeśli dalej będę tylko kolejnym
przeciętniakiem, tak?
- Ty to powiedziałeś.
- Ale ty tak myślisz.
Nie skomentowała ostatniego zarzutu. Pewnie nie
potrafiła w tamtym momencie wymyślić przekonującego kłamstwa.
- Wyjeżdżam. Nie odpuszczę tej szansy.
- Świetnie. Możesz jechać i nawet już nie wracać.
Nie przemyślał tych słów. Ich sens dotarł do niego
dopiero wtedy, gdy je wypowiedział i gdy było już za późno. Wiedział, że już
nigdy nie zapomni wyrazu jej twarzy, szklących oczu i drżących dłoni, w których
ściskała szybko spakowaną, materiałową torbę.
- Nieporadny, przegrany karzeł!- wrzasnęła jeszcze,
zanim zatrzasnęła z hukiem drzwi.
- Kopnięta desperatka!
I naprawdę to zrobiła. Wyjechała, choć wydawało się
mu to jedynie mało śmiesznym żartem.
***
To miały być
jego pierwsze od dwóch lat święta bez Evy. I tak jak przez te dwa lata nie mógł
doczekać się końca konkursów w Engelbergu i tylko czekał na powrót do Niemiec-
tak tym razem miał ochotę wziąć swoje bagaże i jechać od razu do Obestdorfu.
Byle tylko ominąć tę przepełnioną radością i miłością atmosferę, setki
romantycznych filmów w telewizji i świąteczne piosenki.
Mieszkanie
wydawało mu się jeszcze bardziej puste niż zazwyczaj, ale zaczynał przekonywać
samego siebie, że to lepiej. Zamierzał spędzić te kilka dni w całkowitym
spokoju, bo wcześniej wcisnął rodzinie genialne kłamstwo, że już jutro musi
jechać na zgrupowanie przed turniejem. Mama rozpaczała, jakie to ma ciężkie
życie, ojciec przez telefon nie wydawał się tak przekonany.
Bo rzeczywiście
trudno było uwierzyć w zgrupowanie rozpoczynające się 26. grudnia.
Ale mogli sobie
myśleć, co tylko chcieli. Najważniejsze, że tym samym uniknął zbiorczego,
rodzinnego użalania się nad jego samotnością i przedstawiania mu kolejnych
świetnych kandydatek na życiowe partnerki.
Nigdy nie
rozumiał tego całego zamieszania wokół świąt. Co to za problem przynieść z
piwnicy choinkę, powiesić na niej trochę plastikowego badziewia i postawić ją w
kącie pokoju?
Zamierzał po
prostu wypocząć, unikając tym samym tego wszystkiego, co jedynie przypominałoby
mu o Evie Piątek.
Zalał wodą kubek
z chińską zupką i siorbiąc (Eva zawsze się o to czepiała!), upił kilka łyków.
Może nie było to świąteczne ciasto mamy, ale radził sobie całkiem nieźle.
Popatrzył
krytycznym wzrokiem na stojący w rogu pokoju regał z książkami. To byłoby
idealne miejsce na choinkę, bo nie zamierzał ( jak przez ostatnie dwa lata)
ustawiać jej tuż obok okna.
Przesunąć regał.
Banał.
Chwycił za
środkową półkę i pociągnął jak najmocniej, ale ten cholerny mebel nawet nie
drgnął.
Prychnął. Coś
takiego nie mogło mu przeszkodzić.
Odsunął go
trochę od ściany i miał zamiar delikatnie popchnąć. Nie przemyślał tego jednak,
bo kiedy tylko to zrobił, z regału wypadły wszystkie książki, niczym śnieżna
lawina.
W porę się
odsunął i nie oberwał żadnym tomiszczem.
Oczywiście.
Książki Evy, których nie zdążył się jeszcze pozbyć, choć początkowo zamierzał
je rytualnie spalić.
Teraz jednak
regał był o wiele lżejszy i z łatwością przesunął go na drugi koniec pokoju.
Książki zebrał do kilku worków na śmieci i położył przy drzwiach.
Ojciec będzie
miał czym palić w kominku.
Mniej wysiłku
kosztowało go wytaszczenie z piwnicy choinki, bo przezornie zdecydował się na
windę. Może i pierwsze piętro pozornie nie mogło mu sprawić problemów, ale
choinka- jak na złość- też była kupiona przez Eve.
Losu lepiej nie
kusić.
Jedynie postawił
drzewko, a już czuł, jakby w każdym zakamarku ubrania miał plastikowe, zielone
igiełki.
Otworzył
kartonowe pudło pełne kolorowych bombek, od których aż zakręciło mu się przed
oczyma i dotarło do niego, najtrudniejsze miał dopiero przed sobą. Nie chciał, by
jego niezależna choinka singla wypadła gorzej niż jej poprzedniczki.
Chciał, żeby
była znacznie ładniejsza.
Starannie dobrał
kolory i udekorował dolną część choinki. Efekty były naprawdę zadowalające i
własna matka byłaby z niego dumna. Problem pojawił się, kiedy zmierzał ku coraz
wyższym gałęziom. Nie przewidział tego.
Albo raczej nie
chciał o tym nawet myśleć, bo to wybitnie zalatywało żałosnością.
Eva uparła się
przecież na możliwie najwyższą choinkę.
Przeklął na cały
głos. Na jaką cholerę właściwie potrzebny mu ten badyl? Chciał przekonać samego
siebie, że tak świetnie sobie radzi bez niej?
Brawo, Richard, geniuszu.
Przesunął
stojące przy biurku krzesło obrotowe jak najbliżej na wpół ubranej choinki i
chwycił w zęby kilka bombek. Plan idealny.
A przynajmniej
tak myślał, dopóki jakimś cudem krzesło nagle nie odjechało, a on chcąc się
ratować przed upadkiem- chwycił się jedynej możliwej podpory.
Czyli choinki.
Musiało mocno
jebnąć o podłogę, bo kiedy jeszcze leżał pomiędzy bombkami, przygnieciony
kłującymi gałęziami, upierdliwa sąsiadka z dołu waliła kijem od mopa w sufit.
Może jeśli
odpukałby jej sygnał S.O.S, to przybiegłaby z pomocą.
- Osz. Ja.
Pierdole. – mruknął sam do siebie, kiedy wreszcie udało się mu wygrzebać spod
całej tej świątecznej katastrofy. Mało brakło, a turniej straciłby
największą gwiazdę.
Nie miał zamiaru
podnosić tej przeklętej choinki. Mogła sobie tak leżeć nawet do końca tych
pieprzonych świąt. W ogóle nie miał już zamiaru robić niczego związanego ze
świętami.
Kładł się spać z
przekonaniem, że właśnie tak będzie najlepiej.
***
Mógł
przewidzieć, że jego kolejny plan ulegnie całkowitej destrukcji. Mógł
przewidzieć, że kiedy zaplanował sobie spanie do południa, coś lub ktoś go
obudzi. I to w najlepszym momencie snu, kiedy odbierał kryształową kulę z rąk
klęczącego przed nim pokornie Prevca.
Sturlał się z
łóżka i z zamkniętymi oczami doczłapał do słuchawki domofonu.
- Richie?
Niech to szlag.
Niech to szlag. Niech to szlag!
- Eeeeeeee-
mruknął zaskoczony, bo zupełnie nie wiedział, jak wywinąć się z tej sytuacji. –
Co ty tu robisz, Sev?
- Prezenty
roznoszę, matole, skoro tak głupio się pytasz, a teraz otwórz drzwi.
Przez krótki
moment rozważał, czy po prostu tego nie robić. Miałby upragniony święty spokój
i nie musiałby się tłumaczyć z tego świątecznego pobojowiska w salonie. Ale nie
mógł tak postąpić z człowiekiem na wskroś dobrym. Czyli z Severinem.
Otworzył drzwi
do mieszkania, zanim jeszcze usłyszał dzwonek, ale nie spodziewał się, zobaczyć
przed nimi Caren, którą Severin trzymał za rękę.
Świetnie. Co
innego skompromitować się przed kumplem, który podczas mieszkania w jednym
pokoju niejednokrotnie pomagał szukać mu zaginionych majtek, a co innego przed
jego żoną. Która w dodatku i tak nie miała o nim najlepszego zdania.
- Nie jesteś u
rodziców? – zapytał Severin, kiedy weszli do mieszkania i znów wbił w niego ten
swój mądry wzrok.
- Właśnie tam
jadę.
- Jasne.
- Naprawdę.
Jestem już spakowany, rodzina na mnie czeka, także przepraszam, ale chyba
musicie…
Severin pokręcił
rozbawiony głową.
- Błagam, nigdy
nie potrafiłeś kłamać. Caren przekonała mnie, że powinniśmy tu przyjechać,
zgarnąć cię i zabrać do nas na święta.
- Wielkie
dzięki, ale radzę sobie doskonale.
To było nawet
wiarygodne, dopóki stali w przedpokoju i nie widzieli wczorajszej katastrofy.
Aż sam by sobie uwierzył.
- Ubrałem
choinkę, mam pełno żarcia. Idealne święta idealnego singla.
Zanim się
zorientował Caren przemknęła obok niego, a zaraz za nią Severin. Cóż, daleko
nie zaszli, porażeni ogromem tragedii.
- Co to…?
- Moje życie w
małej metaforze.
Zabrzmiało
naprawdę poważnie i mądrze. Aż sam był pod wrażeniem. Państwo Freund chyba też
byli, bo Severin poklepał go pocieszająco po ramieniu, zupełnie jak po ostatnim
zawalonym konkursie.
- Jedź do nas,
co? Upiekłam ciasteczka, będą moi znajomi. – Caren przybrała spokojny ton
głosu, niczym opiekunka nadpobudliwego dziecka.
Był im wdzięczny
za tę troskę, ale jednocześnie zaczynał się czuć jak jakieś zagrożone
wyginięciem zwierze.
- Lepiej pojadę
do rodziców. Nie wyszło mi to samotne świętowanie, a przynajmniej biedna mutti będzie zadowolona.
- Jesteś pewien?
Westchnął i
kiwnął potakująco głową. Chyba naprawdę nie miał innego wyjścia. Pogra z ojcem
w karty, wysłucha po raz setny opowieści ciotki i jakoś to będzie. Severin i
Caren nie wyglądali na przekonanych, kiedy wychodzili, ale chyba musieli mu
uwierzyć.
Zebrał kilka
najpotrzebniejszych rzeczy i już miał wyjść z mieszkania, kiedy znów dzwonek domofonu
rozniósł się po mieszkaniu.
- Czego
zapomniałeś, Sev?- zapytał odruchowo, ale po drugiej stronie słuchawki zapadła
cisza.
- Richie…
Chyba oszalał.
Wczorajszy upadek widać poprzestawiał mu ostatnie sprawne obszary mózgu. To nie
mogła być ona.
Jakby chcąc
przekonać samego siebie, zbiegł po schodach na sam dół i z hukiem otworzył
wejściowe drzwi. Spodziewał się, że nikogo to nie będzie. Że to tylko jakiś
głupi żart.
Ale to była Eva.
Miała o wiele
krótsze, jaśniejsze włosy i smutniejszy uśmiech, niż zapamiętał, ale to była
ona.
- Wróciłaś?
Odgarnęła z
twarzy przylepione płatki śniegu, który zaczął sypać i przestąpiła z nogi na
nogę, tym samym zbliżając się do niego.
- Nie na stałe.
Przyjechałam na…- zawahała się. – Na święta. Do ciebie.
- Do mnie?
- Ja już nie
mogę, Richie. Bez ciebie nic nie mogę, palancie. Myślałam, że potrafię, ale przez
te sześć miesięcy było tylko coraz gorzej.
Roześmiał się na
cały głos. Tak swobodnie i radośnie, jak od dawna nie potrafił. Eva krzyknęła zaskoczona,
kiedy podniósł ją i zakręcił się w kółko.
- Ty agresywno
furiatko, nawet nie wiesz, jak tęskniłem.
Wreszcie mógł
poczuć jej miękkie usta, teraz niemal lodowate i zimne policzki w swoich
dłoniach.
- Zostało mi
jeszcze półtora roku stypendium.
- To tylko
półtora roku- szepnął jej do ucha i zamknął ją w swoich ramionach. – Teraz już
wiemy, że warto będzie czekać.
__________________________________________________
Pozwolicie, że tego nie skomentuję xD
Ojeju, a mi się tam podoba! xD Takie typowo ryśkowe, świąteczne i ciepłe, do tego piękne imię jego wybranki. No i ten zawstydzony Sevik, kiedy mówił o sobie i Caren, którzy są tu tak samo cudowni jak w rzeczywistości. :') Szkoda tylko, że takie krótkie, bo chętnie poczytałabym jeszcze o Richiem (czy jakoś tak? XD) i Evie, ale tak czy siak ten jednopart umilił mi ten ostatni świąteczny wieczór <3
OdpowiedzUsuńXDDDDDDDDDD PŁAKUNIAM XDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńOkej, do swojego jakże wylewnego komentarza dodam jeszcze kilka słów, będących potwierdzeniem mojego ogromnego zachwytu i zacieszu, jaki wywołała ta historia. Bo to było takie... dobre! Oczywiście duch xD był tu z nami wszystkimi, ale bądźmy szczere, w końcu to ryśkowa historia. Ale poza tym, to było tak fajnie, świątecznie, zabawnie i bardzo po Twojemu, co oczywiście powinnaś potraktować jako komplement w kwestii Ricza. No, wiesz.
UsuńPoza tym sam Ricz jest tutaj tak riczowy, że łaaaaał, no kto jak kto, ale Ty powinnaś o nim pisać. Cóż, skończy się to załamaniem nerwowym i psychiatrykiem, ale patrz jak Ty fajnie wchodzisz do tej poczochranej główki i opisujesz jego uczucia! Albo raczej UCZUCIA, bo choć Rychu jest niewielki wzrostem, tak te UCZUCIA są ogromniaste. Chociażby jak ta nieszczęsna choinka. Rany boskie, ale siurknęłam śmiechem jak czytałam jego proces ubierania drzewka i końcowy efekt. xDDDDDDD
No cóż, Ricz jako samotny świąteczny singiel był wspaniały, choć wzbudzał odrobinę smutku i współczucia. Bo był taki biedny i ojojoj i jak nie lubię, gdy ludzie są sami w święta. A Ricz nawet swoje xD w święta stracił. A może... A może to Eva Piątek jest tym jego xD?
Co jak co, popłakałam ze śmiechu, ale tak czy siak, końcówka nie mogła być inna, bo to w końcu święta, a w święta dzieją się cuda! I niech Riczek z Evą będą szczęśliwi, ubierają choinki już do końca życia i razem chodzą do szopy niczym pasterze, hej.
PS. Ricz singiel to mimo wszystko mój ulubiony Ricz, pokochałam tę nieszczęsną kupkę smutku i żalu. XDDDDD
ło kurde!!!! dobre!!! wprawdzie ruchard mało się nie zabił, ale ważne, że chłopak próbował wprowadzić świąteczną atmosferę. ogólnie oczywiście ryczałam z beki zamiast z bólu nad jego dramatem i czuję się z tym podle - czy kiedykolwiek będę na tyle dojrzała, by przejść do porządku dziennego nad faktem, iż ricz też potrafi być blogowym bohaterem i może zasługiwać na ludzkie współczucie??? - ale jak tu nie płakać, gdy chłopak się tak rozjebał. i związek też mu się rozjebał, choć nie na zawsze, chwała panom. ja nie wiem, te święta to taka magia, że wszyscy się nagle godzą i uwielbiają. nie przepadam za tym dniem, ale przynajmniej wreszcie opowiadania są w miarę wesołe. chociaż nie wiem czy "ricz" i "dramatyczny smutek" to się łączy. whatever. order z ziemniaka dla prawdziwego przyjaciela trafia do freunda. to mnie specjalnie nie dziwi - typisk sev. dobrze, że pamiętał o naszym małym samotnym fraglesie. na szczęście eva piątek (XD) też pamiętała. szanuję ją. i w ogóle ich szanuję. chociaż związek na odległość to chujnia, ale dobra, on jest sportowcem, jakoś ogarnie, elo, wierzę w ricza w pełni.
OdpowiedzUsuńwesołych. wyję XD
Co zariczałam, to nie mam pytań XD Już jak zobaczyłam bohaterów, to umarłam z beki, ale gdzieś głęboko wierzyłam, że to będzie poważne opowiadanie, a Ricz i Piątek są tylko dla zmyłki. AHA, JASNE.
OdpowiedzUsuńFenomenalny typisk Sev i troskliwa Caren to duet idealny, są razem przeuroczy. Nic dziwnego, że chcieli wesprzeć Ricza w trudnych chwilach.
Serio, Małs, chciałam wziąć go na poważnie, no bo to jednak jakaś tragedia, jak ci laska wyjeżdża na dwa lata i w sumie to wygląda to jak definitywne rozstanie, ale te atakujące go książki (byłam pewna, że spadną mu na głowę) i choinka (tbh wiedziałam, że to obrotowe krzesło tak się skończy) plus twój styl sprawiły, że mocno wyję. Zrobiłaś z tego naprawdę świetną świąteczną historyjkę, ciepłą i typowo ryśkową. Za to szanuję i dziękuję.
Wesołych świąt i jeszcze wincyj weny! Tchüss!
Jak riczę XDDD
OdpowiedzUsuńTrochę mi przykro, że smutny i samotny Ricz wyzwala we mnie tyle śmiechu, ale on jest tak bardzo riczowy, że bardziej się nie da. I ta jego niezależna choinka singla, riczę z tego do tej pory.
Na szczęście w święta zdarzają się cuda i ponoć nikt nie powinien być samotny. I nawet taki Ricz dostał swój prezent, japka mu się zaczęła cieszyć i mógł przytulić swoją Evą. No piękna historia!
Kocham bardzo, bardzo mocno!
Moja reakcja pierwsza: dzięki Ci Boże, nie ma Demona, da się żyć. No bo co by tu robiło to nieszczęsne dziecię mroku?
OdpowiedzUsuńMoja reakcja druga: cholera tu jest Ricz. A to opowiadanie to jednak nie jest przecież (wyłącznie) jedna wielka beka i trzeba by to jakoś skomentować tak na serio. Tylko jak kurde, bez używania wdzięcznego w brzmieniu słowa karzeł? I bez przypominania sobie tego gniazda na jego łbie, wystającego spod nieszczęsnej opaski? I bez XD, plus całego xDeizmu? No jak. Nie da się. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz.
Ale dobra, spróbuję xDDDDDD. Sevi jak zawsze robi za całe dobro tego świata. Nie dość, że odwozi karzełka do domu po konkursie i ratuje bliźnich, tudzież krety i gołębie przed przejecheniem przez tą małą istotę, to jeszcze z nim rozmawia. Pewnie, patrząc na wielką formę 'faworyta głównego do wygrania TCS' przydałoby się jeszcze, żeby wniósł mu bagaż po schodach, ale nie przesadzajmy. Rudy też jest człowiekiem i nie należy zapominać, iż choć idealny też ma własne potrzeby, a nie jest tylko pogotowiem dla ubogich krasnali i krów. Tym bardziej, tuż po ślubie. Cholera, wyobraziłam sobie na boku, co będzie się działo na twitterze, gdy na świecie pojawi się kiedyś mini Sevik. Przecież serwery chyba wylecą. Ale dobra, bo ja nie koniecznie o tym. Nasz kurdupel ma złamane serduszko. I to tak beznadziejnie, że żali się kolegom po nocach, zamiast zachować to dla siebie, flirtując z każdą napotkaną kobitą. Plus woli święta spędzone samotnie z naiwnymi piosenkami i 'choinką' niż z jakimkolwiek towarzystwem. To znaczy ja rozumiem, że nie chce wścibskiej ciotki, ale Seva? Owszem, zasłania się dbałością o życie małżeńskie kumpla, ale wątpię żeby serio chodziło o empatię i zwrócenie uwagi na ten fakt. Więc Ricz się zakochał. I tęskni za kobietą, jak zesłany do FiS Cupu Didl, za pozostawioną w domu świnią. A maska zimnego drania zakładana na dołeczkowatą twarz, nie jest zbyt przekonująca. Mimo, iż dopełniają ją kudły.
Nie on pierwszy chciał zapomnieć raz na zawsze. I nie ostatni. Chyba taki etap pojawia się w życiu każdej byłej pary. Ale prawda jest taka, iż tak długo jak wmawiasz sobie, że jesteś wolny, niezależny i zero w Tobie ciepłej kluchy, tak długo jednak tęsknisz (choć Ricza faktycznie ciężko przerobić na kluskę, spaliłaby się z braku choćby deka tłuszczu, tuż po wrzuceniu na patelnie). A ukrywana tęsknota to parszywe uczucie. Takie które ssie od środka. Czego z czasem nie da się nie zauważać na zewnątrz.
'Nieporadny, przegrany karzeł'❤️❤️❤️ Jaki to piękny, doskonały tekst. I właściwie ciężko stwierdzić kto tu miał rację. Czy warto poświęcić karierę dla miłości? Zwłaszcza, że nie jest powiedziane, że ta miłość musi upaść. Samoloty latają w obie strony, są święta, przerwy, a skoczkowie mają w lecie dość dużo wolnego. Choć z drugiej strony... Kudłacz sam przyznał, że to jego pierwszy poważny związek, który nie ogranicza się tylko do łóżka i imprezowania. Więc ciągle był na etapie zachwycania się tą nowością, jaką była trwała obecność Evy w jego życiu. I nie czuł się gotowy na poważną próbę dla ich związku, jaką z pewnością jest życie na odległość. Bał się, iż to nie wyjdzie. A może bał się też samego siebie? W końcu facet, który zawsze przebierał w dziewczynach, ciężko może znosić brak kobiety u boku i ograniczanie miłosnych wyznań do rozmów przez telefon i internet. I może nie wytrzymać, zaliczając jakiś skok w bok. Szczególnie gdy jest Riczem. Pewnie myślał, że jego histeria ją zatrzyma. Ale trafił swój na swego. Zwyzywała go od głupich karłów i wyjechała. Wypominając jeszcze między słowami jego olbrzymie sportowe sukcesy.
Widzisz Ryszardzie, trzeba się uczyć od Didla. Wtedy byś wiedział, że trzeba ubrać kaktusa i nie trzeba się męczyć z przynoszeniem tego całego, jak to stwierdziłeś dziwactwa z piwnicy. A co do zapominania to nawet głupek taktyki wybrać nie umie. Najpierw siorbie zupkę chińską, żeby przekonać się jak wiele może robić rzeczy, których nie robił przy Evie, a zaraz potem stara się ubrać choinkę równie ładnie co ona. Albo w jedną skrajność, albo w drugą, ale wszystko kończy się na byłej.
UsuńWątek choinki singla sam w sobie skomentuję tylko jednym, wyrazistym xDDDDDD. Już chyba karle było lepiej polecieć na podłogę samemu niż w parze z kującym igliwiem i kawałkami szkła po bombkach. Turniej Czterech Skoczni serio musi się cieszyć, że nie doszło do tragedii pozbawiającej go występu najjaśniejszej z gwiazd i jednocześnie głównego faworyta do zdobycia złotego orła (i tak by go rozbił).
Szokujący jest natomiast fakt, iż to małe, niezbyt dobre stworzenie ma kogoś takiego jak sąsiadka z dołu. Serio się jeszcze wszyscy z bloku nie wyprowadzili? xDDDDDD
A potem przyszli idealni państwo Freund i ich ideał błyszczał na tle idealnej metafory riczowego życia, znajdującej się na podłodze. I serio Caren bardzo Sevikowi ufa i wie, że nie jest w ogóle poddatny na xDeistyczne złe wpływy, skoro wyszła za niego znając karła. W każdym razie Rudy wyczuł, że tu się może zbliżać jakiś kataklizm, w postaci przykładowo spalenia budynku i postanowił działać. Aż zmusił głupka kudłatego do wizyty u rodziców.
No... Mamy święta, więc nawet karzeł ma prawo do szczęścia. Eva zatęskniła za tym oryginałem i wróciła. Nie wiem co prawda, czy tak ciągle będzie pewna swego gdy zobaczy co dzieje się w mieszkaniu na górze, jak skończyły jej bombki i książki, przygotowane aby trafić do kominka. I gdy stwierdzi, że fryzura hej drugiej połówki nadal robi postępy... Trochę inne niż trzeba, a słowo 'fryzjer' ciągle jest w riczowym życiu wyrazem tabu. Ale na to już spuśćmy zasłonę milczenia.
Jak nic Ci pisany ten karzeł. Klątwy da się pokonać, ale z przeznaczeniem nie wygrasz. Tyle:D
To do napisania u Sevika❤️
Przepraszam, że dopiero teraz... jakoś nie potrafię się zebrać do pisania czegokolwiek, ale zostawienie Ryśka, Twojego Ryśka, bez słowa byłoby już totalnym dnem. Więc chociaż spróbuję.
OdpowiedzUsuńRysiek jako taki życiowy przegryw jest totalnie uroczy. Aż ma człowiek ochotę iść i go przytulić. Nic dziwnego, że Eva wróciła zza oceanu, żeby trochę go ogarnąć. No ale to na końcu było.
Wcześniej było pełno troskliwego Seva i karzełkowej głupotki.
No kto normalny używa krzesła obrotowego do wieszania bombek? Kto normalny chwyta się choinki? Kto normalny łapie regał za półki? No tak, przecież nigdzie nie było napisane, że on jest normalny.
Tak dobrze się czyta o Riczu. Napisz w końcu coś dłuższego z nim.
Przepraszam za marność tego komentarza.
Pozdrawiam.