poniedziałek, 26 grudnia 2016

-7- Last Christmas I gave you my heart




***


Poczuł się wyjątkowo parszywie, kiedy wypakował z samochodu Severina swoje bagaże i kiedy torba z nartami o mało nie przygniotła go do ziemi.
Brawo, Richard. Jesteś w znakomitej formie przed Turniejem Czterech Skoczni.
I nie chodziło o to, że konkurs w Engelbergu, który już od dawna oznaczał sobie jako pewny moment przełomu, skończył się tak jak większość w ostatnim czasie- przeciętnie aż do bólu. Nie chodziło nawet o spojrzenie Schustera, które posyłał temu, kto przekraczał granicę możliwych rozczarowań i które wczorajszego wieczoru po zakończonej finałowej serii było adresowane wyraźnie do niego samego. Wszystko to bowiem Richard potrafił sobie skutecznie ułożyć w głowie. A przynajmniej na tyle skutecznie, by to nie kłuło go od środka tak nieznośnym bólem, jak ten teraz.
- To jak, na pewno nie skorzystasz z naszego zaproszenia?- Severin zamknął bagażnik samochodu i stanął obok. Richard nienawidził, kiedy kumpel przybierał ten współczująco-pocieszający ton głosu. Sev był tak poczciwym człowiekiem, że czasem aż przyprawiał go o wyrzuty sumienia.
- Daj spokój- mruknął niezbyt przekonująco. Znakomicie zdawał sobie jednak sprawę, że nie może być aż tak żałosny i wbić się na święta do świeżo poślubionego małżeństwa. – To wasze pierwsze wspólne święta z Caren, poza tym jadę do rodziców. Znasz przecież moją matkę.
Severin wbił w niego podejrzliwe spojrzenie, jakby prześwietlił go rentgenem i dokładnie wiedział, że wcale nie wybiera się na święta do rodzinnego domu. A przynajmniej tak zaplanował sobie jakiś czas temu, nie mając ochoty na użalanie się matki i wszystkich ciotek nad jego nieszczęśliwym i samotnym życiem. I nad tym, że od dłuższego czasu właściwie mało co mu w tym samotnym życiu wychodzi.
- Jak chcesz, ale pamiętaj, że w razie czego możesz wpadać. Może nie o każdej porze, bo jednak Caren i ja…- Tutaj Severin zarumienił się niczym pensjonarka i podrapał po i tak rozczochranych już włosach. – Mamy pewne plany. Ale czuj się zaproszony.
Jasne. Już miał przed oczami gruchających do siebie Freundów i siebie samego po drugiej stronie stołu, postawionego niczym świąteczna ozdoba. Poza tym doskonale wiedział, że Severin robi to z czystej przyjacielskiej troski. I po tym jak musiał wysłuchiwać jego własnych miłosnych żalów- Richard wcale mu się nie dziwił.
Też zaczynał się o siebie martwić.
- Będę pamiętał, a teraz się zbieraj, bo Caren pewnie stoi już przyssana do szyby i wypatruje cię od kilku godzin.
Severin ponownie się mu przyjrzał, ale zbył go najbardziej przekonującym uśmiechem, na jaki w tamtym momencie było go stać. Proszę bardzo. Jeśli tylko chciał, potrafił być jak niezależny, pogodzony z losem facet. A nie jak rozmemłane, ciepłe kluchy.
Chyba dość już gardzenia samym sobą. Być może każde wydarzenie jest zaplanowane z góry przez los i nie można go uniknąć. Być może więc historia jego i Evy również była już dawno ustalona.
Tak byłoby znacznie prościej, bo mógłby przestać się obwiniać.
I wreszcie zapomnieć.


***
  
Pół roku wcześniej.


- Niczego nie rozumiesz.
Zacisnął mocno dłonie w pięści, powstrzymując się ostatkiem sił, by nie uderzyć nimi w ścianę. Miał ochotę wrzeszczeć, tupać i odstawiać inne sceny, byle tylko Eva zmieniła zdanie. Coraz lepiej docierało jednak do niego, że niepotrzebnie robi sobie głupie nadzieje.
Ona już dawno zdecydowała za nich oboje.
- Posłuchaj, Richard, przecież to nic takiego. – Eva wplotła palce w jego włosy i uśmiechnęła się pocieszająco. – Tysiące związków przez jakiś czas funkcjonuje na odległość i nikt nie robi z tego wielkiego dramatu.
- Mówisz o tym tak spokojnie, jakby to było jakieś pieprzone sto kilometrów, a nie osiem tysięcy. I jakby to było sąsiednie miasto, a nie inny kontynent!- pod koniec jego spokojny dotąd głos zamienił się w krzyk i z tego powodu czuł się jeszcze bardziej żałośnie.
Tyle, że to ta sytuacja była wybitnie parszywa.
Po raz pierwszy w życiu miał pewność, że jest w związku, który więcej mu daje, niż zabiera. Z osobą, na którą zawsze mógł liczyć i której ufał, jak nigdy nikomu wcześniej. Eva okazała się brakującym elementem układanki i wydawało się mu, że był dla niej tym samym. To dlatego pozwolił sobie na daleko sięgające plany, na marzenia, które znacznie wykraczały poza te relacje, które nawiązywał do tej pory.
Tymczasem ona tak po prostu oznajmiła mu, że wyjeżdża na dwuletnie stypendium do Nowego Jorku.
Oznajmiła.
Nie zapytała, co o tym sądzi.
Nawet nie miała wątpliwości.
Po prostu zadecydowała i go o tym poinformowała.
- Richie…- westchnęła cicho.
Przeklął w myślach, kiedy to usłyszał. Tylko ona mogła tak do niego mówić. Tylko wypowiedziana jej głosem ta nazwa nie doprowadzała go do furii. I teraz boleśnie uświadomił sobie, że przez następne 24 miesiące usłyszy ją jedynie przez telefon.
- To dla mnie duża szansa, przecież wiesz. Zawsze marzyłam o tej szkole fotografii i nie mogę tak po prostu przekreślić swoich marzeń tylko dlatego, że ty…
- Że ja co?
- Że nie chcesz mnie zrozumieć!
Zaśmiał się. Nie powinien tego robić. Doskonale wiedział, jak Eva nienawidziła, kiedy tak reagował na trudne sytuacje. I być może dlatego to zrobił.
- Przecież do tej pory i tak nie spędzaliśmy ze sobą każdego dnia. Twoje wyjazdy na zawody, zgrupowania; gdyby to podliczyć, różnica dni spędzonych na rozłące nie wyszłaby taka duża.
- To głupi argument.
Tym razem to Eva zaśmiała się, ale nie było w tym śmiechu ani krzty jej codziennej wesołości. Był raczej przepełniony ironią i czymś, co sprawiło, że poczuł nieprzyjemne zimno.
- Nie, to bardzo dobry argument. Uważasz, że twoja kariera jest ważniejsza? Że ty masz prawo się realizować, ciągle wyjeżdżać, a ja mam wiernie trwać u twojego boku?
- Wiesz, że nie o to mi chodzi!
 Potargał swoje i tak rozczochrane już włosy i usiadł na niewygodnym, kuchennym krześle, jakby zaczynał tracić grunt pod nogami.
- To są dwa lata. Nie możemy przewidzieć, co się w tym czasie stanie, jak to wszystko się potoczy.
- Bo ty wolisz stać w miejscu. W tym tkwi problem.
- Co?
Wbił w nią zdezorientowane spojrzenie, ale ona jedynie prychnęła wyraźnie poirytowana.
- Nie chcesz niczego zmieniać. Ułożyłeś sobie jakiś swój głupi plan i uważasz, że jest tak doskonały, że nie należy go zmieniać. Oczywiście uwzględniłeś w nim skoki, nawet jeśli dalej…
Zamilkła i pokręciła zrezygnowana głową. Ale Richard doskonale wiedział, co miała na myśli.
- Nawet jeśli dalej będę tylko kolejnym przeciętniakiem, tak?
- Ty to powiedziałeś.
- Ale ty tak myślisz.
Nie skomentowała ostatniego zarzutu. Pewnie nie potrafiła w tamtym momencie wymyślić przekonującego kłamstwa.
- Wyjeżdżam. Nie odpuszczę tej szansy.
- Świetnie. Możesz jechać i nawet już nie wracać.
Nie przemyślał tych słów. Ich sens dotarł do niego dopiero wtedy, gdy je wypowiedział i gdy było już za późno. Wiedział, że już nigdy nie zapomni wyrazu jej twarzy, szklących oczu i drżących dłoni, w których ściskała szybko spakowaną, materiałową torbę.
- Nieporadny, przegrany karzeł!- wrzasnęła jeszcze, zanim zatrzasnęła z hukiem drzwi.
- Kopnięta desperatka!
I naprawdę to zrobiła. Wyjechała, choć wydawało się mu to jedynie mało śmiesznym żartem.


***

To miały być jego pierwsze od dwóch lat święta bez Evy. I tak jak przez te dwa lata nie mógł doczekać się końca konkursów w Engelbergu i tylko czekał na powrót do Niemiec- tak tym razem miał ochotę wziąć swoje bagaże i jechać od razu do Obestdorfu. Byle tylko ominąć tę przepełnioną radością i miłością atmosferę, setki romantycznych filmów w telewizji i świąteczne piosenki.
Mieszkanie wydawało mu się jeszcze bardziej puste niż zazwyczaj, ale zaczynał przekonywać samego siebie, że to lepiej. Zamierzał spędzić te kilka dni w całkowitym spokoju, bo wcześniej wcisnął rodzinie genialne kłamstwo, że już jutro musi jechać na zgrupowanie przed turniejem. Mama rozpaczała, jakie to ma ciężkie życie, ojciec przez telefon nie wydawał się tak przekonany.
Bo rzeczywiście trudno było uwierzyć w zgrupowanie rozpoczynające się 26. grudnia.
Ale mogli sobie myśleć, co tylko chcieli. Najważniejsze, że tym samym uniknął zbiorczego, rodzinnego użalania się nad jego samotnością i przedstawiania mu kolejnych świetnych kandydatek na życiowe partnerki.
Nigdy nie rozumiał tego całego zamieszania wokół świąt. Co to za problem przynieść z piwnicy choinkę, powiesić na niej trochę plastikowego badziewia i postawić ją w kącie pokoju?
Eva twierdziła, że to wyższa sztuka. Jej choinka musiała być najpiękniejsza.
Zamierzał po prostu wypocząć, unikając tym samym tego wszystkiego, co jedynie przypominałoby mu o Evie Piątek.
Zalał wodą kubek z chińską zupką i siorbiąc (Eva zawsze się o to czepiała!), upił kilka łyków. Może nie było to świąteczne ciasto mamy, ale radził sobie całkiem nieźle.
Popatrzył krytycznym wzrokiem na stojący w rogu pokoju regał z książkami. To byłoby idealne miejsce na choinkę, bo nie zamierzał ( jak przez ostatnie dwa lata) ustawiać jej tuż obok okna.
Przesunąć regał. Banał.
Chwycił za środkową półkę i pociągnął jak najmocniej, ale ten cholerny mebel nawet nie drgnął.
Prychnął. Coś takiego nie mogło mu przeszkodzić.
Odsunął go trochę od ściany i miał zamiar delikatnie popchnąć. Nie przemyślał tego jednak, bo kiedy tylko to zrobił, z regału wypadły wszystkie książki, niczym śnieżna lawina.
W porę się odsunął i nie oberwał żadnym tomiszczem.
Oczywiście. Książki Evy, których nie zdążył się jeszcze pozbyć, choć początkowo zamierzał je rytualnie spalić.
Teraz jednak regał był o wiele lżejszy i z łatwością przesunął go na drugi koniec pokoju. Książki zebrał do kilku worków na śmieci i położył przy drzwiach.
Ojciec będzie miał czym palić w kominku.
Mniej wysiłku kosztowało go wytaszczenie z piwnicy choinki, bo przezornie zdecydował się na windę. Może i pierwsze piętro pozornie nie mogło mu sprawić problemów, ale choinka- jak na złość- też była kupiona przez Eve.
Losu lepiej nie kusić.
Jedynie postawił drzewko, a już czuł, jakby w każdym zakamarku ubrania miał plastikowe, zielone igiełki.
Otworzył kartonowe pudło pełne kolorowych bombek, od których aż zakręciło mu się przed oczyma i dotarło do niego, najtrudniejsze miał dopiero przed sobą. Nie chciał, by jego niezależna choinka singla wypadła gorzej niż jej poprzedniczki.
Chciał, żeby była znacznie ładniejsza.
Starannie dobrał kolory i udekorował dolną część choinki. Efekty były naprawdę zadowalające i własna matka byłaby z niego dumna. Problem pojawił się, kiedy zmierzał ku coraz wyższym gałęziom. Nie przewidział tego.
Albo raczej nie chciał o tym nawet myśleć, bo to wybitnie zalatywało żałosnością.
Eva uparła się przecież na możliwie najwyższą choinkę.
Przeklął na cały głos. Na jaką cholerę właściwie potrzebny mu ten badyl? Chciał przekonać samego siebie, że tak świetnie sobie radzi bez niej?
Brawo, Richard, geniuszu.
Przesunął stojące przy biurku krzesło obrotowe jak najbliżej na wpół ubranej choinki i chwycił w zęby kilka bombek. Plan idealny.
A przynajmniej tak myślał, dopóki jakimś cudem krzesło nagle nie odjechało, a on chcąc się ratować przed upadkiem- chwycił się jedynej możliwej podpory.
Czyli choinki.
Musiało mocno jebnąć o podłogę, bo kiedy jeszcze leżał pomiędzy bombkami, przygnieciony kłującymi gałęziami, upierdliwa sąsiadka z dołu waliła kijem od mopa w sufit.
Może jeśli odpukałby jej sygnał S.O.S, to przybiegłaby z pomocą.
- Osz. Ja. Pierdole. – mruknął sam do siebie, kiedy wreszcie udało się mu wygrzebać spod całej tej świątecznej katastrofy. Mało brakło, a turniej straciłby największą gwiazdę.
Nie miał zamiaru podnosić tej przeklętej choinki. Mogła sobie tak leżeć nawet do końca tych pieprzonych świąt. W ogóle nie miał już zamiaru robić niczego związanego ze świętami.
Kładł się spać z przekonaniem, że właśnie tak będzie najlepiej.


***


Mógł przewidzieć, że jego kolejny plan ulegnie całkowitej destrukcji. Mógł przewidzieć, że kiedy zaplanował sobie spanie do południa, coś lub ktoś go obudzi. I to w najlepszym momencie snu, kiedy odbierał kryształową kulę z rąk klęczącego przed nim pokornie Prevca.
Sturlał się z łóżka i z zamkniętymi oczami doczłapał do słuchawki domofonu.
- Richie?
Niech to szlag. Niech to szlag. Niech to szlag!
- Eeeeeeee- mruknął zaskoczony, bo zupełnie nie wiedział, jak wywinąć się z tej sytuacji. – Co ty tu robisz, Sev?
- Prezenty roznoszę, matole, skoro tak głupio się pytasz, a teraz otwórz drzwi.
Przez krótki moment rozważał, czy po prostu tego nie robić. Miałby upragniony święty spokój i nie musiałby się tłumaczyć z tego świątecznego pobojowiska w salonie. Ale nie mógł tak postąpić z człowiekiem na wskroś dobrym. Czyli z Severinem.
Otworzył drzwi do mieszkania, zanim jeszcze usłyszał dzwonek, ale nie spodziewał się, zobaczyć przed nimi Caren, którą Severin trzymał za rękę.
Świetnie. Co innego skompromitować się przed kumplem, który podczas mieszkania w jednym pokoju niejednokrotnie pomagał szukać mu zaginionych majtek, a co innego przed jego żoną. Która w dodatku i tak nie miała o nim najlepszego zdania.
- Nie jesteś u rodziców? – zapytał Severin, kiedy weszli do mieszkania i znów wbił w niego ten swój mądry wzrok.
- Właśnie tam jadę.
- Jasne.
- Naprawdę. Jestem już spakowany, rodzina na mnie czeka, także przepraszam, ale chyba musicie…
Severin pokręcił rozbawiony głową.
- Błagam, nigdy nie potrafiłeś kłamać. Caren przekonała mnie, że powinniśmy tu przyjechać, zgarnąć cię i zabrać do nas na święta.
- Wielkie dzięki, ale radzę sobie doskonale.
To było nawet wiarygodne, dopóki stali w przedpokoju i nie widzieli wczorajszej katastrofy. Aż sam by sobie uwierzył.
- Ubrałem choinkę, mam pełno żarcia. Idealne święta idealnego singla.
Zanim się zorientował Caren przemknęła obok niego, a zaraz za nią Severin. Cóż, daleko nie zaszli, porażeni ogromem tragedii.
- Co to…?
- Moje życie w małej metaforze.
Zabrzmiało naprawdę poważnie i mądrze. Aż sam był pod wrażeniem. Państwo Freund chyba też byli, bo Severin poklepał go pocieszająco po ramieniu, zupełnie jak po ostatnim zawalonym konkursie.
- Jedź do nas, co? Upiekłam ciasteczka, będą moi znajomi. – Caren przybrała spokojny ton głosu, niczym opiekunka nadpobudliwego dziecka.
Był im wdzięczny za tę troskę, ale jednocześnie zaczynał się czuć jak jakieś zagrożone wyginięciem zwierze.
- Lepiej pojadę do rodziców. Nie wyszło mi to samotne świętowanie, a przynajmniej biedna mutti będzie zadowolona.
- Jesteś pewien?
Westchnął i kiwnął potakująco głową. Chyba naprawdę nie miał innego wyjścia. Pogra z ojcem w karty, wysłucha po raz setny opowieści ciotki i jakoś to będzie. Severin i Caren nie wyglądali na przekonanych, kiedy wychodzili, ale chyba musieli mu uwierzyć.
Zebrał kilka najpotrzebniejszych rzeczy i już miał wyjść z mieszkania, kiedy znów dzwonek domofonu rozniósł się po mieszkaniu.
- Czego zapomniałeś, Sev?- zapytał odruchowo, ale po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.
- Richie…
Chyba oszalał. Wczorajszy upadek widać poprzestawiał mu ostatnie sprawne obszary mózgu. To nie mogła być ona.
Jakby chcąc przekonać samego siebie, zbiegł po schodach na sam dół i z hukiem otworzył wejściowe drzwi. Spodziewał się, że nikogo to nie będzie. Że to tylko jakiś głupi żart.
Ale to była Eva.
Miała o wiele krótsze, jaśniejsze włosy i smutniejszy uśmiech, niż zapamiętał, ale to była ona.
- Wróciłaś?
Odgarnęła z twarzy przylepione płatki śniegu, który zaczął sypać i przestąpiła z nogi na nogę, tym samym zbliżając się do niego.
- Nie na stałe. Przyjechałam na…- zawahała się. – Na święta. Do ciebie.
- Do mnie?
- Ja już nie mogę, Richie. Bez ciebie nic nie mogę, palancie. Myślałam, że potrafię, ale przez te sześć miesięcy było tylko coraz gorzej.
Roześmiał się na cały głos. Tak swobodnie i radośnie, jak od dawna nie potrafił. Eva krzyknęła zaskoczona, kiedy podniósł ją i zakręcił się w kółko.
- Ty agresywno furiatko, nawet nie wiesz, jak tęskniłem.
Wreszcie mógł poczuć jej miękkie usta, teraz niemal lodowate i zimne policzki w swoich dłoniach.
- Zostało mi jeszcze półtora roku stypendium.
- To tylko półtora roku- szepnął jej do ucha i zamknął ją w swoich ramionach. – Teraz już wiemy, że warto będzie czekać.

__________________________________________________

Pozwolicie, że tego nie skomentuję xD

9 komentarzy:

  1. Ojeju, a mi się tam podoba! xD Takie typowo ryśkowe, świąteczne i ciepłe, do tego piękne imię jego wybranki. No i ten zawstydzony Sevik, kiedy mówił o sobie i Caren, którzy są tu tak samo cudowni jak w rzeczywistości. :') Szkoda tylko, że takie krótkie, bo chętnie poczytałabym jeszcze o Richiem (czy jakoś tak? XD) i Evie, ale tak czy siak ten jednopart umilił mi ten ostatni świąteczny wieczór <3

    OdpowiedzUsuń
  2. XDDDDDDDDDD PŁAKUNIAM XDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, do swojego jakże wylewnego komentarza dodam jeszcze kilka słów, będących potwierdzeniem mojego ogromnego zachwytu i zacieszu, jaki wywołała ta historia. Bo to było takie... dobre! Oczywiście duch xD był tu z nami wszystkimi, ale bądźmy szczere, w końcu to ryśkowa historia. Ale poza tym, to było tak fajnie, świątecznie, zabawnie i bardzo po Twojemu, co oczywiście powinnaś potraktować jako komplement w kwestii Ricza. No, wiesz.
      Poza tym sam Ricz jest tutaj tak riczowy, że łaaaaał, no kto jak kto, ale Ty powinnaś o nim pisać. Cóż, skończy się to załamaniem nerwowym i psychiatrykiem, ale patrz jak Ty fajnie wchodzisz do tej poczochranej główki i opisujesz jego uczucia! Albo raczej UCZUCIA, bo choć Rychu jest niewielki wzrostem, tak te UCZUCIA są ogromniaste. Chociażby jak ta nieszczęsna choinka. Rany boskie, ale siurknęłam śmiechem jak czytałam jego proces ubierania drzewka i końcowy efekt. xDDDDDDD
      No cóż, Ricz jako samotny świąteczny singiel był wspaniały, choć wzbudzał odrobinę smutku i współczucia. Bo był taki biedny i ojojoj i jak nie lubię, gdy ludzie są sami w święta. A Ricz nawet swoje xD w święta stracił. A może... A może to Eva Piątek jest tym jego xD?
      Co jak co, popłakałam ze śmiechu, ale tak czy siak, końcówka nie mogła być inna, bo to w końcu święta, a w święta dzieją się cuda! I niech Riczek z Evą będą szczęśliwi, ubierają choinki już do końca życia i razem chodzą do szopy niczym pasterze, hej.

      PS. Ricz singiel to mimo wszystko mój ulubiony Ricz, pokochałam tę nieszczęsną kupkę smutku i żalu. XDDDDD

      Usuń
  3. ło kurde!!!! dobre!!! wprawdzie ruchard mało się nie zabił, ale ważne, że chłopak próbował wprowadzić świąteczną atmosferę. ogólnie oczywiście ryczałam z beki zamiast z bólu nad jego dramatem i czuję się z tym podle - czy kiedykolwiek będę na tyle dojrzała, by przejść do porządku dziennego nad faktem, iż ricz też potrafi być blogowym bohaterem i może zasługiwać na ludzkie współczucie??? - ale jak tu nie płakać, gdy chłopak się tak rozjebał. i związek też mu się rozjebał, choć nie na zawsze, chwała panom. ja nie wiem, te święta to taka magia, że wszyscy się nagle godzą i uwielbiają. nie przepadam za tym dniem, ale przynajmniej wreszcie opowiadania są w miarę wesołe. chociaż nie wiem czy "ricz" i "dramatyczny smutek" to się łączy. whatever. order z ziemniaka dla prawdziwego przyjaciela trafia do freunda. to mnie specjalnie nie dziwi - typisk sev. dobrze, że pamiętał o naszym małym samotnym fraglesie. na szczęście eva piątek (XD) też pamiętała. szanuję ją. i w ogóle ich szanuję. chociaż związek na odległość to chujnia, ale dobra, on jest sportowcem, jakoś ogarnie, elo, wierzę w ricza w pełni.
    wesołych. wyję XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Co zariczałam, to nie mam pytań XD Już jak zobaczyłam bohaterów, to umarłam z beki, ale gdzieś głęboko wierzyłam, że to będzie poważne opowiadanie, a Ricz i Piątek są tylko dla zmyłki. AHA, JASNE.
    Fenomenalny typisk Sev i troskliwa Caren to duet idealny, są razem przeuroczy. Nic dziwnego, że chcieli wesprzeć Ricza w trudnych chwilach.
    Serio, Małs, chciałam wziąć go na poważnie, no bo to jednak jakaś tragedia, jak ci laska wyjeżdża na dwa lata i w sumie to wygląda to jak definitywne rozstanie, ale te atakujące go książki (byłam pewna, że spadną mu na głowę) i choinka (tbh wiedziałam, że to obrotowe krzesło tak się skończy) plus twój styl sprawiły, że mocno wyję. Zrobiłaś z tego naprawdę świetną świąteczną historyjkę, ciepłą i typowo ryśkową. Za to szanuję i dziękuję.
    Wesołych świąt i jeszcze wincyj weny! Tchüss!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak riczę XDDD
    Trochę mi przykro, że smutny i samotny Ricz wyzwala we mnie tyle śmiechu, ale on jest tak bardzo riczowy, że bardziej się nie da. I ta jego niezależna choinka singla, riczę z tego do tej pory.
    Na szczęście w święta zdarzają się cuda i ponoć nikt nie powinien być samotny. I nawet taki Ricz dostał swój prezent, japka mu się zaczęła cieszyć i mógł przytulić swoją Evą. No piękna historia!
    Kocham bardzo, bardzo mocno!

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja reakcja pierwsza: dzięki Ci Boże, nie ma Demona, da się żyć. No bo co by tu robiło to nieszczęsne dziecię mroku?
    Moja reakcja druga: cholera tu jest Ricz. A to opowiadanie to jednak nie jest przecież (wyłącznie) jedna wielka beka i trzeba by to jakoś skomentować tak na serio. Tylko jak kurde, bez używania wdzięcznego w brzmieniu słowa karzeł? I bez przypominania sobie tego gniazda na jego łbie, wystającego spod nieszczęsnej opaski? I bez XD, plus całego xDeizmu? No jak. Nie da się. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz.

    Ale dobra, spróbuję xDDDDDD. Sevi jak zawsze robi za całe dobro tego świata. Nie dość, że odwozi karzełka do domu po konkursie i ratuje bliźnich, tudzież krety i gołębie przed przejecheniem przez tą małą istotę, to jeszcze z nim rozmawia. Pewnie, patrząc na wielką formę 'faworyta głównego do wygrania TCS'  przydałoby się jeszcze, żeby wniósł mu bagaż po schodach, ale nie przesadzajmy. Rudy też jest człowiekiem i nie należy zapominać, iż choć idealny też ma własne potrzeby, a nie jest tylko pogotowiem dla ubogich krasnali i krów. Tym bardziej, tuż po ślubie. Cholera, wyobraziłam sobie na boku, co będzie się działo na twitterze, gdy na świecie pojawi się kiedyś mini Sevik. Przecież serwery chyba wylecą. Ale dobra, bo ja nie koniecznie o tym. Nasz kurdupel ma złamane serduszko. I to tak beznadziejnie, że żali się kolegom po nocach, zamiast zachować to dla siebie, flirtując z każdą napotkaną kobitą. Plus woli święta spędzone samotnie z naiwnymi piosenkami i 'choinką' niż z jakimkolwiek towarzystwem. To znaczy ja rozumiem, że nie chce wścibskiej ciotki, ale Seva? Owszem, zasłania się dbałością o życie małżeńskie kumpla, ale wątpię żeby serio chodziło o empatię i zwrócenie uwagi na ten fakt. Więc Ricz się zakochał. I tęskni za kobietą, jak zesłany do FiS Cupu Didl, za pozostawioną w domu świnią. A maska zimnego drania zakładana na dołeczkowatą twarz, nie jest zbyt przekonująca. Mimo, iż dopełniają ją kudły.

    Nie on pierwszy chciał zapomnieć raz na zawsze. I nie ostatni. Chyba taki etap pojawia się w życiu każdej byłej pary. Ale prawda jest taka, iż tak długo jak wmawiasz sobie, że jesteś wolny, niezależny i zero w Tobie ciepłej kluchy, tak długo jednak tęsknisz (choć Ricza faktycznie ciężko przerobić na kluskę, spaliłaby się z braku choćby deka tłuszczu, tuż po wrzuceniu na patelnie). A ukrywana tęsknota to parszywe uczucie. Takie które ssie od środka. Czego z czasem nie da się nie zauważać na zewnątrz.

    'Nieporadny, przegrany karzeł'❤️❤️❤️ Jaki to piękny, doskonały tekst. I właściwie ciężko stwierdzić kto tu miał rację. Czy warto poświęcić karierę dla miłości? Zwłaszcza, że nie jest powiedziane, że ta miłość musi upaść. Samoloty latają w obie strony, są święta, przerwy, a skoczkowie mają w lecie dość dużo wolnego. Choć z drugiej strony... Kudłacz sam przyznał, że to jego pierwszy poważny związek, który nie ogranicza się tylko do łóżka i imprezowania. Więc ciągle był na etapie zachwycania się tą nowością, jaką była trwała obecność Evy w jego życiu. I nie czuł się gotowy na poważną próbę dla ich związku, jaką z pewnością jest życie na odległość. Bał się, iż to nie wyjdzie. A może bał się też samego siebie? W końcu facet, który zawsze przebierał w dziewczynach, ciężko może znosić brak kobiety u boku i ograniczanie miłosnych wyznań do rozmów przez telefon i internet. I może nie wytrzymać, zaliczając jakiś skok w bok. Szczególnie gdy jest Riczem. Pewnie myślał, że jego histeria ją zatrzyma. Ale trafił swój na swego. Zwyzywała go od głupich karłów i wyjechała. Wypominając jeszcze między słowami jego olbrzymie sportowe sukcesy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz Ryszardzie, trzeba się uczyć od Didla. Wtedy byś wiedział, że trzeba ubrać kaktusa i nie trzeba się męczyć z przynoszeniem tego całego, jak to stwierdziłeś dziwactwa z piwnicy. A co do zapominania to nawet głupek taktyki wybrać nie umie. Najpierw siorbie zupkę chińską, żeby przekonać się jak wiele może robić rzeczy, których nie robił przy Evie, a zaraz potem stara się ubrać choinkę równie ładnie co ona. Albo w jedną skrajność, albo w drugą, ale wszystko kończy się na byłej.

      Wątek choinki singla sam w sobie skomentuję tylko jednym, wyrazistym xDDDDDD. Już chyba karle było lepiej polecieć na podłogę samemu niż w parze z kującym igliwiem i kawałkami szkła po bombkach. Turniej Czterech Skoczni serio musi się cieszyć, że nie doszło do tragedii pozbawiającej go występu najjaśniejszej z gwiazd i jednocześnie głównego faworyta do zdobycia złotego orła (i tak by go rozbił).
      Szokujący jest natomiast fakt, iż to małe, niezbyt dobre stworzenie ma kogoś takiego jak sąsiadka z dołu. Serio się jeszcze wszyscy z bloku nie wyprowadzili? xDDDDDD

      A potem przyszli idealni państwo Freund i ich ideał błyszczał na tle idealnej metafory riczowego życia, znajdującej się na podłodze. I serio Caren bardzo Sevikowi ufa i wie, że nie jest w ogóle poddatny na xDeistyczne złe wpływy, skoro wyszła za niego znając karła. W każdym razie Rudy wyczuł, że tu się może zbliżać jakiś kataklizm, w postaci przykładowo spalenia budynku i postanowił działać. Aż zmusił głupka kudłatego do wizyty u rodziców.

      No... Mamy święta, więc nawet karzeł ma prawo do szczęścia. Eva zatęskniła za tym oryginałem i wróciła. Nie wiem co prawda, czy tak ciągle będzie pewna swego gdy zobaczy co dzieje się w mieszkaniu na górze, jak skończyły jej bombki i książki, przygotowane aby trafić do kominka. I gdy stwierdzi, że fryzura hej drugiej połówki nadal robi postępy... Trochę inne niż trzeba, a słowo 'fryzjer' ciągle jest w riczowym życiu wyrazem tabu. Ale na to już spuśćmy zasłonę milczenia.

      Jak nic Ci pisany ten karzeł. Klątwy da się pokonać, ale z przeznaczeniem nie wygrasz. Tyle:D
      To do napisania u Sevika❤️

      Usuń
  7. Przepraszam, że dopiero teraz... jakoś nie potrafię się zebrać do pisania czegokolwiek, ale zostawienie Ryśka, Twojego Ryśka, bez słowa byłoby już totalnym dnem. Więc chociaż spróbuję.
    Rysiek jako taki życiowy przegryw jest totalnie uroczy. Aż ma człowiek ochotę iść i go przytulić. Nic dziwnego, że Eva wróciła zza oceanu, żeby trochę go ogarnąć. No ale to na końcu było.
    Wcześniej było pełno troskliwego Seva i karzełkowej głupotki.
    No kto normalny używa krzesła obrotowego do wieszania bombek? Kto normalny chwyta się choinki? Kto normalny łapie regał za półki? No tak, przecież nigdzie nie było napisane, że on jest normalny.
    Tak dobrze się czyta o Riczu. Napisz w końcu coś dłuższego z nim.
    Przepraszam za marność tego komentarza.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń