***
Moglibyśmy
udawać, że nigdy nie istnieliśmy?
No tak.
Przepraszam.
Nas w rzeczywistości nigdy nie było. To
tylko ja uparcie wmawiałam sobie, że istnieje jakaś pokręcona relacja, którą
wciąż uparcie w głowie nazywałam my. Ohydne
kłamstwo. Byłeś Ty i byłam ja. Być może nic nie dawało mi podstawy sądzić, że
będzie inaczej. Być może wykazałam się jedynie głupią naiwnością.
Pewne jest tylko
to, że jeszcze nigdy nie czułam tak gorzkiego smaku porażki. Mimo, że powinnam
się cieszyć. Hej, mój najlepszy przyjaciel się żeni! Białe, gładkie zaproszenie
dziwnie pali mnie w palce. Mam ochotę je podrzeć, ale cóż- robię to samo, co
zwykle. Uśmiecham się szeroko i ściskam zarówno Ciebie, jak i Emmę.
Jesteś dupkiem,
Bjoern.
Jesteś
cholernym, pieprzonym, tchórzliwym dupkiem. Mam ochotę wepchnąć Ci to
zaproszenie do ust i życzyć uduszenia. Niech to szlag, nienawidzę Cię.
- Oczywiście
przyjdziesz?
Oczywiście, że
tak. Nie mogłabym odpuścić sobie takiej dawki wewnętrznego upokorzenia.
Emma przekrzywia
śmiesznie głowę i wpatruje się we mnie uważnie. Jest perfekcyjna. Dobrze o tym
wiem. Gęste, jasne loki opadają jej na ramiona, uśmiech jest idealnie biały, a
nos lekko zadarty. Z taką dawką urody po rodzicach wasze dzieci będą mogły
wygrywać te wszystkie durne konkursy piękności.
- Jasne, że tak-
odpowiadam wreszcie, kiedy wbijasz we mnie ten swój ciekawski wzrok. Daj sobie
siana, Beri. Powtarzam to w myślach kilka razy. Beri, Beri, Beri, Beri. Prawie jak ta choroba. Beri-Beri. Zawsze
wkurzałeś się, gdy Cię tak nazywałam.
- Nie masz
wyjścia- mówisz tajemniczo i spoglądasz na narzeczoną. – Mamy dla ciebie
specjalną rolę.
O nie, nie. Nie
będę sypać żadnych zielsk przed panną młodą, ani nie ubiorę się tak samo jak
kilka innych dziewczyn, żeby być druhną.
- Chcielibyśmy,
żebyś była naszym świadkiem- dodaje Emma i chyba oboje czekacie na mój
niekontrolowany wybuch radości. W końcu to taki wielki zaszczyt. Nieczęsto ma
się okazję uczestniczyć w ślubie pana byłej gwiazdy norweskich skoków i pięknej
pani dziennikarki. Właściwie to nie dziwię się, że jesteście razem. Pasujecie
do siebie.
- Jesteście
pewni?- tylko tyle udaje mi się wydusić ze ściśniętego gardła. – Emma, a twoja
siostra?
- Marit może być
chrzestną- odpowiada mi ze śmiechem, a Ty wyglądasz na zachwyconego. – Bjoern powiedział,
że to musisz być ty i ja się z tym bezsprzecznie zgadzam. W końcu jesteś jego
przyjaciółką.
Och, to
cudownie. Słodko. Cholernie słodko z twojej strony, Beri.
- Będzie mi
bardzo miło. – usta zaraz mi pękną od ciągłego uśmiechania się. – Nie narobię
wam wstydu, obiecuję.
- Przestań, Tessa.
Jeśli tylko nie położysz się pod stołem i nie będziesz śpiewać „Listen to your
heart” do kolby kukurydzy, to będzie genialnie. – Tym razem to Ty szczerzysz
się do mnie. Myślałam, że już zapomniałeś tamtą imprezę. Najwyraźniej nie,
oprócz tej części, w której podtrzymywałam ci włosy, gdy rzygałeś jak kot. To
takie zabawne.
- W takim razie
nie podawajcie kukurydzy.
A co! Też potrafię
teraz żartować, widzisz? Oboje zaczynacie chichotać. Zawsze potrafiłam rozbawić
towarzystwo. Rozmawiamy jeszcze przez kilkanaście minut, a potem wychodzicie.
Musicie zanieść zaproszenia innym. Postanowiliście robić to osobiście. Założę
się, że to pomysł Emmy. W twoim stylu byłoby wysłanie sms-a w dniu ślubu z
podaną godziną i miejscem. Nigdy nie miałeś głowy do takich spraw, ale ona
pewnie też już to wie. Nie powinnam czuć się lepsza, bo to nie na mój palec za
2 miesiące założysz złotą obrączkę.
Kiedyś
powiedziałeś mi, że chciałbyś mieć srebrną. Ale Emma ma uczulenie na srebro. Ja
nie mam!
Przez chwilę
patrzę na was przez okno. Na kremowy płaszczyk Emmy i jej czarne kozaki na
wysokim obcasie. Prycham, kiedy uświadamiam sobie, że przyjęłam was w różowych
kapciach w kształcie świnek i kolorowych legginsach. Włosy też nie były
najlepsze. Jak zwykle sterczały na jedną stronę. Zawsze zazdrościłam Ci tych
blond kudłów.
Właściwie, to
jak to z nami było?
Czy to ja źle
odbierałam wszystkie nasze wspólne chwile i niepotrzebnie chciałam czegoś
więcej, podczas gdy Ty widziałeś we mnie tylko przyjaciółkę? A może zabrakło
zdecydowanych kroków, bawiliśmy się w półsłówka.
Paradoksalnie
chyba największą przeszkodą było to, że znaliśmy się od małego. Bałam się, że
zniszczę przyjaźń i zostanę z niczym. Właściwie lepiej byłoby, gdybyś od razu
powiedział mi, że nie chcesz niczego zmieniać. Odcierpiałabym swoje i żyłabym
dalej. Zamiast tego ciągle trwałam w niepewności. Bal na zakończenie liceum.
Zaprosiłeś mnie, bo jak zwykle byłeś zbyt tchórzliwy, żeby poprosić kogoś
innego. Ale potem wszystko wróciło do normy. Znów byłam tylko Tessą. Tessą, w obecności której mogłeś przeklinać do woli,
upijać się i obgadywać kolegów z kadry. Tessą, która jak głupia jechała na norweskie
konkursy, żeby patrzeć, jak zaczynasz nabierać odwagi i zarywasz do dziewczyn.
Okey. Przyznaję.
Byłam totalną idiotką.
Ale to dla
Ciebie pierwszy raz zafarbowałam włosy i, o ironio, to dla Ciebie zaprosiłam Emmę na swoje urodziny, bo bardzo chciałeś ją poznać.
To brzmi jeszcze
bardziej żałośnie. Pewnie lepiej byłoby, gdybyśmy pozostali przy jakiejś ciekawszej
wersji naszej znajomości.
***
No więc jestem.
Za wszelką cenę
próbowałam przekonać samą siebie do tego, żeby dać sobie spokój z tym ślubem.
Ale jak zwykle wygrała jakaś poczciwa część mnie. To strasznie niesprawiedliwe,
że ujawnia się tylko wtedy, gdy chodzi o Ciebie, kudłaczu.
No więc jesteś i
Ty.
Ładny ten Twój
garnitur.
Zawsze
wiedziałam, że dobrze Ci w granatowym. Krawat też jest idealnie dopasowany, w
końcu sama pomagałam Ci go kupić. I nawet poszliśmy potem na piwo, zupełnie jak
za starych, dobrych czasów.
Jest też i Emma.
Wybrałabym
taką samą sukienkę. Delikatną, koronkową, tuż nad kolano.
Mógłbyś
chociaż raz przestać tak głupio się szczerzyć. Nie wyglądasz wtedy
inteligentnie. Wyglądasz tak tylko wtedy, kiedy uważnie czytasz etykiety
opakowań i udajesz, że cokolwiek rozumiesz.
Matko,
jesteś takim strasznym głupkiem. To pewnie dlatego czuję, że oczy zaczynają
mnie piec, a po chwili po policzku płynie pierwsza łza.
Nie
myśl sobie, że ryczę jak te wszystkie desperatki z ckliwych filmów. Nie
mogłabym aż tak nisko upaść. To tylko z emocji. Śluby zawsze tak na mnie
działają. Jestem kobietą, mam prawo do chwili rzewności.
-
Zaraz spłynie ci makijaż- szepcze do mnie Bardal, który jest świadkiem i podaje
mi chusteczkę. – Nigdy nie mogłem zrozumieć płakania ze szczęścia.
Stul
pysk.
-
Po prostu cieszę się z jego szczęścia. No wiesz, nigdy nie pomyślałabym, że
trafi na kogoś takiego jak Emma.
-
Miał farta. Jak zwykle.
Uciszamy
się oboje, kiedy wreszcie zaczynasz wypowiadać słowa przysięgi. Bez choćby
maleńkiej niepewności. Mocnym, opanowanym głosem. Nawet nie wiedziałam, że tak
potrafisz.
Potem
zakładacie sobie obrączki i już.
Po
sprawie.
Widzisz,
jak sprawnie poszło?
Nie
straciłam nad sobą panowania i nie uciekłam. To byłaby pewnie pierwsza taka
sytuacja na świecie. Uciekająca świadkowa. Żałosne.
Konfetti,
balony. Ściskam nerwowo dłonie, kiedy czekam na swoją kolej w składaniu życzeń.
Nie mam pojęcia, co powinnam powiedzieć, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Na
szczęście łzy już dawno przestały mi płynąć. Teraz wszyscy tylko się cieszą. Ja
też muszę.
-
Beeeer- przeciągam wesoło i zarzucam Ci ręce na szyję. Uwielbiam Twoje perfumy.
– Nareszcie się ustabilizowałeś!
Kieruję
wzrok na radosną Emmę.
-
Życzę ci, żebyś sobie z nim poradziła i krótko go trzymała.- Obie zaczynamy się
śmiać. Mam nadzieję, że u mnie nie słychać tej nutki desperacji. – Piękne z was
małżeństwo.
To
akurat jest najszczersza prawda. Może łatwiej byłoby, gdyby Twoja już żona była
wredną suką. Albo choć pustą paniusią. W ostateczności nie miała górnej
jedynki. Cokolwiek. Czy to tak trudno mieć jakieś denerwujące wady?
-
No już, nie becz- całujesz mnie w czubek głowy.
Cholera.
Miałam przestać.
-
Jestem już dużym chłopcem.
Oczywiście,
że jesteś. Może nie pod wszystkimi względami, bo założę się, że nadal zostawiasz
brudne skarpetki pod łóżkiem i kupujesz tylko te płatki śniadaniowe, w których
jest magnes na lodówkę.
Ale
właśnie jak każdy prawdziwy mężczyzna tańczysz pierwszy taniec ze swoją żoną i
wychodzi Ci to naprawdę nieźle. Nie podeptałeś jej nóg, nie przewróciłeś się.
Ja też nie przewróciłam się w ciągu trwania tego całego dnia.
Może
to dlatego, że teraz uparcie opieram się o ścianę.
______________________________________________________________
Ostatnio robię się strasznie sentymentalna.
Na rozgrzewkę przed sezonem :3
Ojojojojojooooooj! BER ożenił się z Emmą! To taka ładna wizja. Bardzo ładna. Będę się nią napawać zimnymi wieczorami z herbatą i smutnymi piosenkami w tle. Ber i Emma, Emma i Ber. Huehuehue. Dzięksik, Małsik. <3
OdpowiedzUsuńNo ale jak jestem zachwycona tym duetem, bo Emma wdechowa laska (no a jak!) i Ber oczywiście wspaniały, tak Tessa bije ich na głowę. Fajnie siedziało się w jej głowie. Naprawdę fajnie. Bo można było się uśmiechnąć, ale i w delikatny sposób poczuć jej lekki smutek. Wiadomo, w 90% przypadków przyjaźni damsko-męskich, któraś strona coś czuje. I to jest przesmutne. A najgorsze jest patrzenie na szczęście tej drugiej osoby z kimś innym. Ale u Tessy to było takie fajne, bo ona pozwoliła mu być szczęśliwym, nie było łzawych wyznań i desperackich prób przeszkodzenia w ślubie. Ona była twarda, zacisnęła zęby i po prostu przez to przeszła. I to było super.
Więcej Małsik takich historii! Oby sezon Cię do nich natychał. Nawet Wellingera od Ciebie przeczytam. <3 Ściskam bardzo, bardzo, bardzo mocniutko!
Bardzo krótka, ale za to fajna, filmowa historia, tylko niestety bez happy endu. Ale może to i lepiej, tak jest bardziej życiowo, prawdziwe, nielukrowo. BER ma naprawdę cudowną przyjaciółkę, która potrafi tak wiele znieść, by wciąż byli przyjaciółmi. Bo co by było, gdyby Tessa powiedziałaby mu o swoich prawdziwych uczuciach? Można gdybać w nieskończoność, ale ja osobiście stawiam na może nie definitywne zerwanie znajomości, ale na zdecydowane ochłodzenie relacji, dystans i jakąś taką niezręczność. Już nie byłoby jak dawniej. Byłoby dziwnie. I smutno. A tak, paradoksalnie jest trochę mniej smutno. Choć wciąż życie ssie. Biedna Tessa, ale chyba postąpiła dobrze. Po co niszczyć szczęście przyjaciela, które nie wygląda na udawana? Żadnego egoizmu, siła przyjaźni.
OdpowiedzUsuńDobra, cokolwiek. Nigdy nie umiałam w komentarze, ale ostatnio jestem ewidentnie nie w formie. No nic, całuję Cię w wirtualne policzki i pędzie do Ryszarda zobaczyć, czy znowu ktoś mu nie umarł. :o
Trzymaj się!
Może skomentuję to tak na świeżo, że potem nie odwlekać, albo kompletnie zapomnieć. Chcę tylko powiedzieć, że idealnie to ujęłaś. To wszystko, co działo się w głowie Tessy, a nie wychodziło poza nią. To, że zupełnie inaczej wszystko wygląda z zewnątrz niż w środku. Ten sarkazm w jej myślach i udawanie kogoś z poukładanym życiem uczuciowym. No, może nie poukładanym, ale na pewno dużo bardziej stabilnym niż naprawdę się wydaje. I przede wszystkim tę jej siłę. Na jej przykładzie naprawdę sprawdza się to zdanie, że cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć. Tylko jakoś tak jest mi strasznie przykro, że nawet nie spróbowała mu tego wszystkiego powiedzieć. I zapewne już jej się nie uda.
OdpowiedzUsuńhttp://sciany-z-kamienia.blogspot.com
http://platki-sniegu.blogspot.com
O Boże, jakie piękne <3
OdpowiedzUsuńTemat stary jak świat. Filmy w stylu "mój chłopak się żeni" czy jakoś tak. Utknięcie we friendzonie, obawa (nie zawsze irracjonalna) przed utratą przyjaźni w przypadku przyznania się do prawdziwych uczuć.
Tylko w tych wszystkich durnowatych filmach zazwyczaj kończy się jak w bajce. Książę nagle odkrywa, którą księżniczkę naprawdę kocha - a jest to oczywiście ta przyjaciółka z dzieciństwa.
A tu nie. I cudownie to stworzyłaś. Bo, kurde, życie to naprawdę nie bajka. I BER złamał Tessie serce. I to serce pewnie już nigdy nie wróci do odpowiedniego kształtu. A jednak musi z tym żyć. I musi zachowywać pozory.
Strasznie to jest bolesne.
Ale i piękne. Bezwarunkowo piękne <3