wtorek, 17 listopada 2015

-03- Listen to your heart.







***




Moglibyśmy udawać, że nigdy nie istnieliśmy?
No tak. Przepraszam.
Nas w rzeczywistości nigdy nie było. To tylko ja uparcie wmawiałam sobie, że istnieje jakaś pokręcona relacja, którą wciąż uparcie w głowie nazywałam my. Ohydne kłamstwo. Byłeś Ty i byłam ja. Być może nic nie dawało mi podstawy sądzić, że będzie inaczej. Być może wykazałam się jedynie głupią naiwnością.
Pewne jest tylko to, że jeszcze nigdy nie czułam tak gorzkiego smaku porażki. Mimo, że powinnam się cieszyć. Hej, mój najlepszy przyjaciel się żeni! Białe, gładkie zaproszenie dziwnie pali mnie w palce. Mam ochotę je podrzeć, ale cóż- robię to samo, co zwykle. Uśmiecham się szeroko i ściskam zarówno Ciebie, jak i Emmę.
Jesteś dupkiem, Bjoern.
Jesteś cholernym, pieprzonym, tchórzliwym dupkiem. Mam ochotę wepchnąć Ci to zaproszenie do ust i życzyć uduszenia. Niech to szlag, nienawidzę Cię.
- Oczywiście przyjdziesz?
Oczywiście, że tak. Nie mogłabym odpuścić sobie takiej dawki wewnętrznego upokorzenia.
Emma przekrzywia śmiesznie głowę i wpatruje się we mnie uważnie. Jest perfekcyjna. Dobrze o tym wiem. Gęste, jasne loki opadają jej na ramiona, uśmiech jest idealnie biały, a nos lekko zadarty. Z taką dawką urody po rodzicach wasze dzieci będą mogły wygrywać te wszystkie durne konkursy piękności.
- Jasne, że tak- odpowiadam wreszcie, kiedy wbijasz we mnie ten swój ciekawski wzrok. Daj sobie siana, Beri. Powtarzam to w myślach kilka razy. Beri, Beri, Beri, Beri. Prawie jak ta choroba. Beri-Beri. Zawsze wkurzałeś się, gdy Cię tak nazywałam.
- Nie masz wyjścia- mówisz tajemniczo i spoglądasz na narzeczoną. – Mamy dla ciebie specjalną rolę.
O nie, nie. Nie będę sypać żadnych zielsk przed panną młodą, ani nie ubiorę się tak samo jak kilka innych dziewczyn, żeby być druhną.
- Chcielibyśmy, żebyś była naszym świadkiem- dodaje Emma i chyba oboje czekacie na mój niekontrolowany wybuch radości. W końcu to taki wielki zaszczyt. Nieczęsto ma się okazję uczestniczyć w ślubie pana byłej gwiazdy norweskich skoków i pięknej pani dziennikarki. Właściwie to nie dziwię się, że jesteście razem. Pasujecie do siebie.
- Jesteście pewni?- tylko tyle udaje mi się wydusić ze ściśniętego gardła. – Emma, a twoja siostra?
- Marit może być chrzestną- odpowiada mi ze śmiechem, a Ty wyglądasz na zachwyconego. – Bjoern powiedział, że to musisz być ty i ja się z tym bezsprzecznie zgadzam. W końcu jesteś jego przyjaciółką.
Och, to cudownie. Słodko. Cholernie słodko z twojej strony, Beri.
- Będzie mi bardzo miło. – usta zaraz mi pękną od ciągłego uśmiechania się. – Nie narobię wam wstydu, obiecuję.
- Przestań, Tessa. Jeśli tylko nie położysz się pod stołem i nie będziesz śpiewać „Listen to your heart” do kolby kukurydzy, to będzie genialnie. – Tym razem to Ty szczerzysz się do mnie. Myślałam, że już zapomniałeś tamtą imprezę. Najwyraźniej nie, oprócz tej części, w której podtrzymywałam ci włosy, gdy rzygałeś jak kot. To takie zabawne.
- W takim razie nie podawajcie kukurydzy.
A co! Też potrafię teraz żartować, widzisz? Oboje zaczynacie chichotać. Zawsze potrafiłam rozbawić towarzystwo. Rozmawiamy jeszcze przez kilkanaście minut, a potem wychodzicie. Musicie zanieść zaproszenia innym. Postanowiliście robić to osobiście. Założę się, że to pomysł Emmy. W twoim stylu byłoby wysłanie sms-a w dniu ślubu z podaną godziną i miejscem. Nigdy nie miałeś głowy do takich spraw, ale ona pewnie też już to wie. Nie powinnam czuć się lepsza, bo to nie na mój palec za 2 miesiące założysz złotą obrączkę.
Kiedyś powiedziałeś mi, że chciałbyś mieć srebrną. Ale Emma ma uczulenie na srebro. Ja nie mam!
Przez chwilę patrzę na was przez okno. Na kremowy płaszczyk Emmy i jej czarne kozaki na wysokim obcasie. Prycham, kiedy uświadamiam sobie, że przyjęłam was w różowych kapciach w kształcie świnek i kolorowych legginsach. Włosy też nie były najlepsze. Jak zwykle sterczały na jedną stronę. Zawsze zazdrościłam Ci tych blond kudłów.
Właściwie, to jak to z nami było?
Czy to ja źle odbierałam wszystkie nasze wspólne chwile i niepotrzebnie chciałam czegoś więcej, podczas gdy Ty widziałeś we mnie tylko przyjaciółkę? A może zabrakło zdecydowanych kroków, bawiliśmy się w półsłówka.
Paradoksalnie chyba największą przeszkodą było to, że znaliśmy się od małego. Bałam się, że zniszczę przyjaźń i zostanę z niczym. Właściwie lepiej byłoby, gdybyś od razu powiedział mi, że nie chcesz niczego zmieniać. Odcierpiałabym swoje i żyłabym dalej. Zamiast tego ciągle trwałam w niepewności. Bal na zakończenie liceum. Zaprosiłeś mnie, bo jak zwykle byłeś zbyt tchórzliwy, żeby poprosić kogoś innego. Ale potem wszystko wróciło do normy. Znów byłam tylko Tessą. Tessą, w obecności której mogłeś przeklinać do woli, upijać się i obgadywać kolegów z kadry. Tessą, która jak głupia jechała na norweskie konkursy, żeby patrzeć, jak zaczynasz nabierać odwagi i zarywasz do dziewczyn.
Okey. Przyznaję. Byłam totalną idiotką.
Ale to dla Ciebie pierwszy raz zafarbowałam włosy i, o ironio, to dla Ciebie zaprosiłam Emmę na swoje urodziny, bo bardzo chciałeś ją poznać.
To brzmi jeszcze bardziej żałośnie. Pewnie lepiej byłoby, gdybyśmy pozostali przy jakiejś ciekawszej wersji naszej znajomości.




***


No więc jestem.
Za wszelką cenę próbowałam przekonać samą siebie do tego, żeby dać sobie spokój z tym ślubem. Ale jak zwykle wygrała jakaś poczciwa część mnie. To strasznie niesprawiedliwe, że ujawnia się tylko wtedy, gdy chodzi o Ciebie, kudłaczu.
No więc jesteś i Ty.
Ładny ten Twój garnitur.
Zawsze wiedziałam, że dobrze Ci w granatowym. Krawat też jest idealnie dopasowany, w końcu sama pomagałam Ci go kupić. I nawet poszliśmy potem na piwo, zupełnie jak za starych, dobrych czasów.
Jest też i Emma.
Wybrałabym taką samą sukienkę. Delikatną, koronkową, tuż nad kolano.          
Mógłbyś chociaż raz przestać tak głupio się szczerzyć. Nie wyglądasz wtedy inteligentnie. Wyglądasz tak tylko wtedy, kiedy uważnie czytasz etykiety opakowań i udajesz, że cokolwiek rozumiesz.
Matko, jesteś takim strasznym głupkiem. To pewnie dlatego czuję, że oczy zaczynają mnie piec, a po chwili po policzku płynie pierwsza łza.
Nie myśl sobie, że ryczę jak te wszystkie desperatki z ckliwych filmów. Nie mogłabym aż tak nisko upaść. To tylko z emocji. Śluby zawsze tak na mnie działają. Jestem kobietą, mam prawo do chwili rzewności.
- Zaraz spłynie ci makijaż- szepcze do mnie Bardal, który jest świadkiem i podaje mi chusteczkę. – Nigdy nie mogłem zrozumieć płakania ze szczęścia.
Stul pysk.
- Po prostu cieszę się z jego szczęścia. No wiesz, nigdy nie pomyślałabym, że trafi na kogoś takiego jak Emma.
- Miał farta. Jak zwykle.
Uciszamy się oboje, kiedy wreszcie zaczynasz wypowiadać słowa przysięgi. Bez choćby maleńkiej niepewności. Mocnym, opanowanym głosem. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafisz.
Potem zakładacie sobie obrączki i już.
Po sprawie.
Widzisz, jak sprawnie poszło?
Nie straciłam nad sobą panowania i nie uciekłam. To byłaby pewnie pierwsza taka sytuacja na świecie. Uciekająca świadkowa. Żałosne.
Konfetti, balony. Ściskam nerwowo dłonie, kiedy czekam na swoją kolej w składaniu życzeń. Nie mam pojęcia, co powinnam powiedzieć, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Na szczęście łzy już dawno przestały mi płynąć. Teraz wszyscy tylko się cieszą. Ja też muszę.
- Beeeer- przeciągam wesoło i zarzucam Ci ręce na szyję. Uwielbiam Twoje perfumy. – Nareszcie się ustabilizowałeś!
Kieruję wzrok na radosną Emmę.
- Życzę ci, żebyś sobie z nim poradziła i krótko go trzymała.- Obie zaczynamy się śmiać. Mam nadzieję, że u mnie nie słychać tej nutki desperacji. – Piękne z was małżeństwo.
To akurat jest najszczersza prawda. Może łatwiej byłoby, gdyby Twoja już żona była wredną suką. Albo choć pustą paniusią. W ostateczności nie miała górnej jedynki. Cokolwiek. Czy to tak trudno mieć jakieś denerwujące wady?
- No już, nie becz- całujesz mnie w czubek głowy.
Cholera. Miałam przestać.
- Jestem już dużym chłopcem.
Oczywiście, że jesteś. Może nie pod wszystkimi względami, bo założę się, że nadal zostawiasz brudne skarpetki pod łóżkiem i kupujesz tylko te płatki śniadaniowe, w których jest magnes na lodówkę.
Ale właśnie jak każdy prawdziwy mężczyzna tańczysz pierwszy taniec ze swoją żoną i wychodzi Ci to naprawdę nieźle. Nie podeptałeś jej nóg, nie przewróciłeś się. Ja też nie przewróciłam się w ciągu trwania tego całego dnia.
Może to dlatego, że teraz uparcie opieram się o ścianę.


______________________________________________________________


Ostatnio robię się strasznie sentymentalna.  
Na rozgrzewkę przed sezonem :3







4 komentarze:

  1. Ojojojojojooooooj! BER ożenił się z Emmą! To taka ładna wizja. Bardzo ładna. Będę się nią napawać zimnymi wieczorami z herbatą i smutnymi piosenkami w tle. Ber i Emma, Emma i Ber. Huehuehue. Dzięksik, Małsik. <3
    No ale jak jestem zachwycona tym duetem, bo Emma wdechowa laska (no a jak!) i Ber oczywiście wspaniały, tak Tessa bije ich na głowę. Fajnie siedziało się w jej głowie. Naprawdę fajnie. Bo można było się uśmiechnąć, ale i w delikatny sposób poczuć jej lekki smutek. Wiadomo, w 90% przypadków przyjaźni damsko-męskich, któraś strona coś czuje. I to jest przesmutne. A najgorsze jest patrzenie na szczęście tej drugiej osoby z kimś innym. Ale u Tessy to było takie fajne, bo ona pozwoliła mu być szczęśliwym, nie było łzawych wyznań i desperackich prób przeszkodzenia w ślubie. Ona była twarda, zacisnęła zęby i po prostu przez to przeszła. I to było super.
    Więcej Małsik takich historii! Oby sezon Cię do nich natychał. Nawet Wellingera od Ciebie przeczytam. <3 Ściskam bardzo, bardzo, bardzo mocniutko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo krótka, ale za to fajna, filmowa historia, tylko niestety bez happy endu. Ale może to i lepiej, tak jest bardziej życiowo, prawdziwe, nielukrowo. BER ma naprawdę cudowną przyjaciółkę, która potrafi tak wiele znieść, by wciąż byli przyjaciółmi. Bo co by było, gdyby Tessa powiedziałaby mu o swoich prawdziwych uczuciach? Można gdybać w nieskończoność, ale ja osobiście stawiam na może nie definitywne zerwanie znajomości, ale na zdecydowane ochłodzenie relacji, dystans i jakąś taką niezręczność. Już nie byłoby jak dawniej. Byłoby dziwnie. I smutno. A tak, paradoksalnie jest trochę mniej smutno. Choć wciąż życie ssie. Biedna Tessa, ale chyba postąpiła dobrze. Po co niszczyć szczęście przyjaciela, które nie wygląda na udawana? Żadnego egoizmu, siła przyjaźni.
    Dobra, cokolwiek. Nigdy nie umiałam w komentarze, ale ostatnio jestem ewidentnie nie w formie. No nic, całuję Cię w wirtualne policzki i pędzie do Ryszarda zobaczyć, czy znowu ktoś mu nie umarł. :o
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  3. Może skomentuję to tak na świeżo, że potem nie odwlekać, albo kompletnie zapomnieć. Chcę tylko powiedzieć, że idealnie to ujęłaś. To wszystko, co działo się w głowie Tessy, a nie wychodziło poza nią. To, że zupełnie inaczej wszystko wygląda z zewnątrz niż w środku. Ten sarkazm w jej myślach i udawanie kogoś z poukładanym życiem uczuciowym. No, może nie poukładanym, ale na pewno dużo bardziej stabilnym niż naprawdę się wydaje. I przede wszystkim tę jej siłę. Na jej przykładzie naprawdę sprawdza się to zdanie, że cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć. Tylko jakoś tak jest mi strasznie przykro, że nawet nie spróbowała mu tego wszystkiego powiedzieć. I zapewne już jej się nie uda.

    http://sciany-z-kamienia.blogspot.com
    http://platki-sniegu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. O Boże, jakie piękne <3
    Temat stary jak świat. Filmy w stylu "mój chłopak się żeni" czy jakoś tak. Utknięcie we friendzonie, obawa (nie zawsze irracjonalna) przed utratą przyjaźni w przypadku przyznania się do prawdziwych uczuć.
    Tylko w tych wszystkich durnowatych filmach zazwyczaj kończy się jak w bajce. Książę nagle odkrywa, którą księżniczkę naprawdę kocha - a jest to oczywiście ta przyjaciółka z dzieciństwa.
    A tu nie. I cudownie to stworzyłaś. Bo, kurde, życie to naprawdę nie bajka. I BER złamał Tessie serce. I to serce pewnie już nigdy nie wróci do odpowiedniego kształtu. A jednak musi z tym żyć. I musi zachowywać pozory.
    Strasznie to jest bolesne.
    Ale i piękne. Bezwarunkowo piękne <3

    OdpowiedzUsuń